imbir pisze:Nowik pisze:Może Imbir nas zaskoczy i po weselu pokręci z nami. Ja go znam. W 2008 wystartował w maratonie w Lublinie i to po.... weselu oczywiście. Daje radę.
Tak było na wesele pojechałem z rowerem na dachu do Kazimierza n/Wisłą i rano na start do Lublina
Teraz niestety jadę na Wysoczyznę Siedlecką, a tam lud serdeczny i skory do zabawy, nie popuści. Nie dam rady wrócić
Jak kolego nie może to może my wspomożemy kolegę, żeby siły kolegi móc wzmóc - ruszmy się na wysoczyznę (ta Siedlecka rozciąga się na pn-wsch od miasta do którego da się sprawnie dojechać pkp), a potem odnajdziemy kolegę, wyciągniemy od stoła
i pięknych kobiet i innych przyjemności, którymi nad ranem powinien już być mocno znużony. Zabierając zapas napojów wysoko-energetycznych
, wpinamy kolegę na rower i w drogę. A jak by "nie chcieli puścić" to fortelem trzeba i przez Mordy, a potem przedzierając się opłotkami wytropimy Łosi (-ce), Sarna (-ki). A jak w Drohiczynie trafimy na Kmicica to Bug raczy zdecydować gdzie popłynąć nam przyjdzie - może nawet przełomem do Broka.
"Taką mam koncepcję". No nie można kolegi zostawić całkiem na zmarnowanie.