Zmota Challenge

2005-2024

Zmota Challenge

Dwie dekady historii polskiego off roadu przeprawowego 2004-2024.
Ostatnia taka przeprawówka.

Pisząc moje wspomnienia z organizacji i historii imprezy Zmota Challenge spoglądam na archiwalne fotografie. Niektóre są jeszcze na klasycznych odbitkach, co w dzisiejszych czasach może wydawać się nieprawdopodobne. Spoglądam również na swoje portrety i portrety wielu znajomych z terenowych szlaków i nostalgia mnie ogarnia. Niektórych już nie ma pośród nas, niektórzy zarzucili rzemiosło terenowe, inni poszli w wielkie biznesy lub politykę a jeszcze inni zwyczajnie tak jak ja troszkę się zestarzeli. Ale w każdych oczach uchwyconych podczas Zmoty Challenge widzę żar i  ciepły blask. Uśmiecham się bowiem wiem, że przez piętnaście lat robiliśmy i dalej robimy dobrą robotę dla polskiego off roadu przeprawowego.
A wszystko zaczęło się pod koniec 2004 roku, dzięki wspólnym znajomym poznanym na rajdzie Żelazna u Kylona, czyli Krzysztofa Franciszewskiego. Spotykamy się pierwszy raz w malutkiej wiosce, tuż pod granicą litewską w Rutce Tartak z włodarzami gminy, czyli z panem wójtem Janem Racisem oraz komendantem placówki Straży Granicznej p. majorem Jerzym Kogaczewskim. Wszystkim gospodarzom przedstawiam swoją wizję rajdu terenowego jako doskonałej formy reklamy dla gminy i zapewniam o proekologicznym działaniu. Ku mojemu zdumieniu oficjele są za organizacją imprezy i zapewniają nam maksimum pomocy podczas organizacji. Późna jesień 2004 roku oraz lato 2005 upływają nam zatem na przygotowaniu trasy, poznaniu topografii terenu oraz zawarciu wielu znajomości z miejscowymi gospodarzami, co wymagało jednakowoż spożycia dość dużej dawki wyrobów monopolowych.
W końcu w listopadzie 2005 roku startuje pierwsza Zmota Challenge i  mimo skromnej frekwencji  – 21 załóg  od razu wprowadza spore zamieszanie na prężnym wówczas rynku off roadu przeprawowego. Zawodnicy chwalą teren, próby, organizację, ale przede wszystkim oczarowani są nieprawdopodobną wręcz gościnnością gospodarzy i przychylnością władz gminy. Wielu również docenia fakt, iż od początku Zmotę Challenge organizatorzy traktują nie jak zwyczajny rajd terenowy, ale jako okazję do towarzyskiego spotkania w skrajnie trudnym terenie, podczas którego najważniejsza jest atmosfera, a wyniki sportowe, choć równie ważne, schodzą jednak na drugi plan.
I na tym mi jako pomysłodawcy Zmoty Challenge zawsze zależało. Wychowany byłem bowiem na legendarnych imprezach Wertep, Mazurskie Wertepy i Expedycja Kaszubia, na których to właśnie atmosfera wspólnego pokonywania prób była  najważniejsza.
Do trudnego terenu jaki niewątpliwie występuje w okolicach Rutki Tartak postanowiliśmy dołożyć jeszcze klimat purnonsensowy rodem z Monty Pythona i każdą z edycji realizować pod innym hasłem przewodnim.
I tak pierwsza edycja imprezy Zmota Challenge została nazwana  Nieletka impreza off road, druga Ucho od śledzia, a trzecia przełomowa (na starcie stanęło bowiem już 40 załóg) Pogranicze w ogniu.

 Aby przybliżyć nieco klimat przygotowań i przebieg pierwszych edycji Zmoty Challenge pozwolę sobie sięgnąć do archiwaliów i przytoczyć fragment moich wspomnień z ubiegłej dekady:

„13 października piątek warszawska hala Expo. Siedzę na targach handlowych organizowanych przez moją firmę dla Lekkerland S.A. Wokół tyle się dzieję, hałas, szum, dziesiątki zawieranych transakcji. Ponad 2000 osób ogląda zaprojektowane i urządzone przez nas stoiska, występuje Emilian Kamiński, jest pokaz iluzji, wieczorem będzie bankiet na 500 osób w Jazz klubie Hotl, koncert Reni Jusis, przed chwilą dzwonił Fredek, że właśnie w moim Mitsubishi wybuchła skrzynia biegów podczas dojazdu na spotkanie integracyjne.
Tysiące pytań.  Dlaczego? A jak ? A po co? dociera zewsząd do mojej głowy…
Myślami jestem jednak daleko stąd. Jakieś 320 km na północny wschód od Warszawy w krainie błota, wielkich polodowcowych głazów i bezleśnych pagórków- na mojej ukochanej Suwalszczyźnie. Za tydzień III Zmota i właściwie już się nie mogę doczekać, kiedy powitam moich gości na tej kameralnej ale mam nadzieję trudnej imprezie przeprawowej.
Ostatni tydzień przed imprezą upłynął nam na rutynowych przygotowaniach. Kilka rozmów ze sponsorami, kupno drzewa w Nadleśnictwie Suwałki i prace biurowe. Dobrze, że miałem przy sobie moją szefową biura Izę, bo chyba bym oświrował, gdybym sam musiał załadować 180 bateryjek AAA do czołówek oraz przewlec stalowy drucik przez 40 roadbooków. Nie omija mnie jednak „przyjemność” pracy ze stalowym drucikiem przy 60 pieczątkach i 14 kasownikach. Dzielnie towarzyszy mi w tej czynności Wujcio Piesio. Jeszcze tylko wizyta Maćka Chełmickiego „Chermola” w dniu wyjazdu.
-Co u was tak spokojnie, żadnego amoku przed rajdem nie ma ?
Ano nie ma, wszystko co można było załatwić w biurze w Warszawie jest gotowe.
Pakujemy z Fredkiem cały majdan do Terrano, dzwonimy do umówionego sędziego i wrrr…
Okazuje się, że może przyjechać dopiero w dniu imprezy. Dupa blada-dodatkowa osoba jest nam potrzebna do rozwieszania pieczątek.
Szybki telefon do niezawodnego Pawła vel Bakterii.
-Jedziesz na Zmotę. Będziesz sędzią i pomożesz nam ogarniać cały ten majdan !
-No dobra ale ja nie mam terenówki
-Nie szkodzi, weźmiemy naszego quada.
No więc jeszcze tylko nocny kurs po przyczepkę, na której to tata Bakterii trzyma dalie i już o godzinie 18 w środę wyjeżdżamy z Warszawy. Planowaliśmy wyjechać nieco wcześniej tak, żeby  już od świtu rozwieszać pieczęcie ale efekt jest taki, że lądujemy na naszej bazie tuż po pierwszej w nocy. Szybkie pięć win Oveha Negra i o trzeciej z pieśnią na ustach kładziemy się spać. Czwartek wita nas promieniami słońca, suchością w gardle i lekkim bólem głowy. Po śniadaniu około 11.00 wyruszamy w dwóch grupach aby przygotować miejsca kaźni. W duchu błogosławię pomysł zabrania quada, wiaterek delikatnie smaga mą główkę i pomaga pozbyć się przykrych wspomnień o czarnej owcy. Przed łąką zaprzyjaźnionych gospodarzy wykonuję telefon z prośbą o pozwolenie na działanie. Pan Edek zgadza się w związku z czym przez około 2 godziny mozolnie tniemy druty i przewody, czasami klnąc pod nosem, ponieważ niektóre są pod napięciem. Fredek z Bakterią asekurują mnie podczas wieszania pieczątek na próbie Leberko, po czym rozstajemy się, chłopaki jadą wieszać kasowniki kontrolujące trasę imprezy oraz kilka prób odcinkowych, ja zaś zostaję sam na próbie Pogranicze w ogniu. Dzień mija szybko na zabawach z drucikami i czołówkami. Nawet nie zauważam, jak szybko zaczyna szarzeć. Muszę się spieszyć ponieważ przede mną jeszcze kilka prób przejazdu i cała rzeka, którą w tym roku nazwaliśmy „Styks”. Docieram do łatwego, przejazdowego zrębu, aby powiesić kasownik dla wszystkich i łatwą próbę dla turystów. Jakież jest moje zdziwienie, kiedy konstatuję, że w czasie minionych dwóch tygodni, pojawił się tu LKT i zaorał w poprzek cały zrąb. Moja walka z quadem, na tym odcinku trwa dobrą godzinę. No nie, myślę sobie, turyści mnie zabiją za ten odcinek, koleiny są bowiem głębokie na 40 cm i trzeba jechać w ich poprzek przez około 350 metrów. Wspaniały test dla zawieszeń seryjnych pojazdów! W końcu już o zmroku docieram do rzeki.
Brrr…. zawieszenie 9 pieczątek w ciemnym lesie, w otoczonej stromymi jarami rzece nie należy do przyjemnych. Nocą las, spotęgowany o szum wody i tajemnicze zgrzyty, przysparza wielu estetycznych doznań. Oczywiście wpadam po szyję w gnój na pieczątce nr 6, takiej małej psocie, po mega technicznej rzece i cały mokry ale zadowolony, że jednak powiesiłem wszystko co zaplanowałem, udaję się na bazę.
A u naszej pani Marylki afera na całą Rutkę Tartak. Telefony, policja, prokuratura-podobno wypuściliśmy 47 krów z zagród. Część z nich była cielna i kosztuje po około 4 i pół tysiąca za sztukę a część powędrowała na Litwę. Czuję, że zaczynam lekko siwieć…
Od rana w dniu rozpoczęcia imprezy trwa nerwowe zaganianie krów, przepraszanie gospodarzy i zapewnianie ich, że jednak nie możemy sobie wsadzić rajdu w du…ę.
Nawet gdybyśmy chcieli, ponieważ przybyłe 40 załóg z całej Polski, w tym Misiek z Bielska Białej, po prostu by nas zlinczowało. W końcu za pomocą staropolskiego obyczaju czyli okowity i worka dukatów, udaje się nam zażegnać widmo odwołania imprezy. Jeszcze tylko szybkie nawiercenie kamieni na próbie „Rock’n’roll” i „Orient Express”, rozwieszenie banerów sponsorskich w miejscu rozpoczęcia imprezy i już możemy udać się na bazę rajdu celem dokonania odprawy. Na starcie pojawił się przekrój polskiego off roadu, od prawie, że debiutantów po bardzo doświadczone załogi przeprawowe. Większość pojazdów to totalnie zmodyfikowane konstrukcje fabryczne, w większości wyposażone w wyciągarki mechaniczne. W grupie turystycznej dominują natomiast Toyoty Land Cruiser na oponach MT. Po odprawie, na której wyjaśniam credo imprezy (challenge z ang. wyzwanie, a nie wyścig) oraz zasady panujące na trasie, ruszamy wszyscy konwojem, do odległego o 8 km miejsca startu honorowego. Po tradycyjnych przemówieniach oficjeli z gmin Rutka Tartak i Wiżajny, leśników i funkcjonariuszy Straży Granicznej wśród zawodników następuje lekka konsternacja. Oznajmiam bowiem wszem i wobec, że roadbook zostanie zaplombowany tylko tej załodze, która pojawi się na wzniesionej wspólnymi siłami przeprawie wodnej. Zadanie nie należy do najłatwiejszych, jeziorko posiada bowiem ponad 15 m długości i jest głębokie na ponad 1,5 metra. Po nieco chaotycznym początku wreszcie wspólna praca nabiera rozpędu. W ruch idą mechaniki i ponad 18 metrowe dłużyce zostają ułożone w poprzek przeprawy. Montru, Czarek, Zbyszek Król i Szczur to osoby najbardziej zaangażowane w powstanie tego dzieła. Po około półtorej godziny przeprawa jest gotowa i co 2 minuty pojawia się na niej kolejny zawodnik sprawnie plombowany przez sędziów imprezy Fredka i Bakterię. III Zmota Challenge rozpoczęła się na dobre ! czyli tej kuli nie da się już zatrzymać!
Następne 24 godziny spędzam w różnych miejscach, o 19.00 przekonuje pijanego chłopa, żeby nieco wyhamował ze swoimi żądaniami jeżeli chodzi o myto przejazdowe, o 20.30 ściągam Zbyszka Króla i jego rozrusznik z próby Leberko. Od 22.00 do 01 w nocy sędziujemy przejazd Darka Szopy i Maćka Tarnowskiego na próbie „Świrownia” w zastępstwie Bakterii. Bakteria zaś odbywa kurs do Suwałk celem zawiezienia i przywiezienia Zbyszka oraz jego rozrusznika. Od 1.30 do 3.00 towarzyszymy mega sprawnej ekipie Jacka Suzusa, Rafała Rufiego i Mariusza na próbie „Pogranicze w Ogniu”. Widać perfekcję działania tego teamu Suzuk. O 3.30 spotykam smutnego a właściwie wesołego Damiana i Daniela, który już na pierwszej próbie postradał wyciągarkę i dalej napiera już tylko za pomocą tirfora. O 4.00 nad ranem widzimy jak działa Zibi i Tomek na próbie „Rock’n’roll”. O 5.30 ponownie robimy za taksówkę i podwozimy zapasowe koło zespołowi Zibcara na trasę rajdu. O 7.00 jesteśmy świadkiem jazdy Piotrka i Bartka na próbie „Dunajec” i wreszcie od godziny 12.00 do 15.00 towarzyszymy zespołowi turystów w składzie Misiek i Monika, Wiechu i Mahomet, Black i Luiza oraz Rafał i Julian w ich pięknej podróży po Suwalszczyźnie. Co jakiś czas dostaję również sms-y od załogi Czarka i Michała z Malborka, że jest bardzo fajowo. Z ową załogą spotykamy się koło 16.00 koło rzeki „Styks” i stwierdzamy, że ma prawie wszystko zaliczone. Przed nimi jeszcze tylko próba „Leberko”, na której to BMC Czarka grzęźnie na prawie 5 godzin. Czas zdania kart drogowych upływa około godziny 18.00-19.00 ale ja wraz z Popielarem, Bananem, Studentem, Montru, Tomkiem, Suzusem, Borówą, Rufiem, Ma-rysią usiłujemy bezskutecznie wyrwać BMC z „Leberka”. W zapadającym mroku, na bagnach widmo bankietu oddala się coraz bardziej. Wreszcie po kilku godzinach walki i niewątpliwie wielce pozytywnej postawy uczestników imprezy Zaniemog Cezarego jest wolny i może powolutku udać się na bankiecik.
Wreszcie przebrani i z gotowymi wynikami pojawiamy się i my na bankiecie. Jest godzina 22.00. Podziękowania dla wszystkich uczestników, wręczenie nagród, pamiątek i szybkie wlewki destylatu tutejszego, rumuńskiego jak i Czarnej Owcy powodują, że sen przychodzi znienacka.  Nie będę opisywał prób, załóg, miejsc o tym niech wypowiedzą się uczestnicy ZMOTY i wieść gminna niechaj to niesie. Jedno wiem na pewno, warto organizować taką imprezę, chociażby po to aby na koniec usłyszeć chóralne 5-cio minutowe skandowanie :
Jesz-cze jed-na, jesz-cze jed-na, jesz-cze jed- na !!!”

Kolejne edycje Zmoty Challenge ewoluowały zarówno pod względem liczby startujących załóg, jak również długości i trudności prób oraz wariacji organizatorów i uczestników.
I tak na czwartej edycji pod tytułem Noc Walpurgi zaserwowaliśmy uczestnikom próbę „Coloseum” będącą amfiteatrem błota położonym właściwie na trójstyku Polski, Rosji i Litwy, na piątej Zmocie Challenge czyli Highway to Hell wysłaliśmy wszystkie 80 załóg w otchłań i jądro niezbadanych suwalskich torfowisk, a będąca kwintesencją tej edycji próba „Syberiada” oferowała ponad  trzykilometrowy ciąg błota
i torfu na terenie byłego jeziora. Na szóstej odsłonie Zmoty czyli 40-latku czyli PRL-u Czar na starcie pojawiło się już ponad 120 załóg, podzielonych na klasy Turystyczna i Ekstremalna, a atmosfera porajdowego bankietu w stodole u gospodyni rajdu,
czyli pani Krystyny Stasińskiej przejdzie na pewno do annałów polskiego offroadu. 120 załóg i ludzie potrafili się bawić w ekstremalnie trudnym terenie, bez zawiści, zazdrości, okrzyków tak często spotykanych na rajdach terenowych!
To se ne vrati chciałoby się rzec ale usilnie pracowaliśmy i nadal pracujemy aby tak pozostało.
W 2010 roku Zmota Challenge weszła w skład Polskiej Ligi Przeprawowej i razem z rajdami Mazowieckie Bezdroża, Bobek Trophy
i Noc Kormorana stanowiła zakończenie cyklu pucharowego.

Na premierową w ramach PLP edycję pod tytułem Gwiezdne Wojny stawiły 132 załogi z całej Polski a rekordziści dojazdu czyli żarskie i żagańskie załogi pokonywały ponad 800 kilometrów aby zaznać błotnych i trawersowych ekstaz w okolicach Rutki Tartak.
Kolejna Zmota czyli The Muppet Show czyli rzecz o mazowieckich serwisach 4×4 zgromadziła ponad 140 załóg ale atmosfera nieco spadła. Pojawiły się bowiem akty zaciętej rywalizacji, brak poszanowania terenu, właścicieli oraz współzawodników.
Na to jako komandor i główny ideowiec Zmoty Challenge nie mogłem sobie pozwolić i od roku 2012 Zmota Challenge zeszła do podziemia. Postanowiliśmy znacznie obniżyć limity startowe we wszystkich klasach i zobowiązywać każdą załogę do podpisywania „Dekalogu Zmotowca”, dzięki czemu na jubileuszowej X edycji hasło Make Love not War czyli dzieci kwiaty Zmota Challenge powróciła do korzeni.
Co roku wynajdowaliśmy nowe próby na prywatnych gruntach i staraliśmy się urozmaicać trasę.
Co roku również załogi przybywały odpowiednio ucharakteryzowane aby podkreślić anturaż imprezy.
Kolejne edycje czyli Komandosi z Navarony – o jeden most za daleko oraz Zagadki Sherlocka Holmesa gromadziły na starcie 50-60 załóg, ale zarówno pod względem rajdowym jak i bankietowym powróciliśmy do pierwotnych założeń rajdu – czyli przede wszystkim zabawa ale w skrajnie trudnym terenie.

A tereny jakie oferuje gmina Rutka Tartak, Wiżajny i Szypliszki należą do najbardziej wymagających w Polsce.
Jest to bowiem krajobraz polodowcowy, naszpikowany siatką sporych wąwozów oferujących akrobatyczne i długie trawersy,
usianych głazami z ciekami wodnymi oraz stromymi podjazdami. Suwalszczyzna słynie również z ogromnych połaci torfów i błota,
gdzie wysiadają nawet najmocniejsze wyciągarki mechaniczne oraz pięknych, położnych w całości na gruntach prywatnych lasów mieszanych.
Nieprzypadkowa jest również pora rozgrywania rajdu – zawsze późny październik lub listopad czyli krótki dzień i mroźne noce, wymaga to od załóg porządnego przygotowania kondycyjnego, psychicznego oraz żelaznej wręcz odporności. Oczywiście poza klasą Ekstremalną uczestnicy rywalizują, bawiąc się również na nieco łatwiejszych próbach w klasach Turystyczna, Przygodowa – dla samochodów ekspedycyjnych oraz w samozwańczej klasie Fiesta, w której to załogi obserwują, dopingują, grillują i fotografują walczących w terenie.

Edycje z lat 2015-2016 przebiegały pod hasłami Klęska wojsk Napoleona i odwrót  spod Moskwy oraz Wniebowzięci i oferowały zupełnie nowe próby w ponad dwukilometrowych wąwozach i suwalskich zapadliskach. Od 2015 roku Zmota Challenge wchodziła w skład Towarzyskiej Ligi Terenowej realizowanej w całości przez moją firmę adrenalinka.pl i jest jej honorowym jesiennym ukoronowaniem. Najnowsza historia Zmoty Challenge to odsłony z roku 2017 Vabank czyli powiedz Spiętemu, żeby się rozpiął, edycja 2018 Archiwum X czyli Bliskie Spotkania 3-go stopnia na których gromadzimy ponad 70 załóg szanujących naszą wizję offroadu i pragnących zmierzyć z naprawdę wymagającym terenem w nieco kabaretowej ale zawsze koleżeńskiej atmosferze.
Rok 2019 był dla mnie szczególnym rokiem, kończyłem bowiem 50-ty rok życia i wespół z moim wiernym druhem z rajdowych szlaków czyli Zbyszkiem „Zibi” Popielarczykiem, który również będzie obchodził ów godny jubileusz, zamierzaliśmy powtórzyć nasz wyczyn z mazurskiej Nocy Kormorana czyli wystartować w Zmocie Challenge, w klasie ekstremalnej taczką!  Wymagało to nie lada przygotowań ale cóż 50-tkę w życiu ma się tylko jedną. Komandorowanie XVI edycji Zmoty  Pan Samochodzik i Zmota Challenge czyli 50-tka Zibiego i Franca powierzyłem zatem mojej prawej ręce firmowej czyli Zuzannie Zaraś a sam wespół z Zibim późną jesienią zanurzyłem się w tym co sam przygotowałem. Kolejne edycje Zmoty w 2020 roku odbywały się natomiast pod hasłem Tytus, Romek i A’tomek jadą na Zmotę, jesień 2021 XIX już odsłona rajdu odbyła się w antruażu Czterech Pancernych, Psa i Zmoty Challenge. Kolejna XX czyli jubileuszowa odsłona Zmoty Challenge przebiegała w otoczce pojedynku szachowego pomiędzy arcymistrzami – czyli Gambit, Szach i Mat na Zmocie!  W sezonie 2023 proponowaliśmy otoczkę rodem z filmów o Jamesie Bondzie czyli wstrząśnięty nie zmieszany na  Zmocie Challenge! W sezonie 2024 spotykaliśmy się natomiast pod hasłem From Chicago Illinois to the Rutka tartak czyli The Blues Brothers na Zmocie Challenge!
W przyszłym roku „Piekni Dwudziestoletni Marka Hłaski czyli autobiografia Zmoty Challenge”

Nie mnie oceniać rajd/imprezę, którą stworzyłem ale przeglądając Internet można natknąć się mnóstwo opinii i opisów Zmoty, które mogą choć trochę przybliżyć klimat i atmosferę na niej panujące. Oto kilka z nich :

„Oglądałem ten rajd – Niezła rzeźnia 🙂
Co chłopaki tam wyrabiali to w głowie się nie mieści.
@wrt – forum rajdy4x4.pl 2007″

„Właśnie dotarłem do domu…
ZMOTY nie da się porównać do żadnej innej polskiej imprezy. Było mega trudno, explo bez draśnięcia, nasz wynik to (nieskromnie pisząc) powód dla nas do wieeeelkiej dumy. Za nami zostały Patrole, Gelendy, zmoty wszelakiej maści, Suzuki i inne (w turystyku startowało 40 załóg)
@Mikado – forum explorerklub.pl 2008″

„….A łomżyńscy rajdowcy po roku abstynencji od błota chcieli już osiągnąć jakiś wynik. Była tylko jedna impreza  X Zmota Challenge, która w światku off-road-owym nazywana  jest najtrudniejszą „przeprawówką” w tej części Europy.
– Aby wystartować w tej imprezie trzeba spełnić określone wymagania jakie stawia organizator no i czekać na zaproszenie – mówi Kamil Modzelewski, wspominając, że z niecierpliwością  czekali na pozytywne rozpatrzenie prośby o zgodę na start. Tak też się stało.
26-28 października łomżyńska załoga wystartował w rajdzie który odbył się na Suwalszczyźnie. Na starcie pojawiło się siedemdziesiąt załóg z terenu całego kraju, były też załogi z Litwy i Rosji.
– Byliśmy gotowi na walkę z ciężkim terenem, ale nie braliśmy pod uwaga tego, że spadnie śnieg – opowiada Kamil Modzelewski. – Próby wiodły przez długie, kręte i strome wąwozy. Nie zabrakło też torfów. Kopane przed 80 laty głębokie na 7-8 metrów torfowiska nie wybaczają najmniejszego błędu. Strome zjazdy i podjazdy, a także trawersy o nachyleniu przekraczającym 60 stopni i wysokości kilkupiętrowego budynku – opowiada dodając, że najwięcej frajdy sprawiała jazda po tzw. pływających łąkach.”
Kamil Modzelewski – Głos Łomży 2009″

„No cóż, impreza super zresztą prawie wszystko zostało już powiedziane. Ktoś kiedyś rzekł, iż wyznacznikiem dobrej imprezy jest to czy zawodnicy są i jaka jest frekwencja na ostatnim OS-ie (bankiet). Wszyscy byli i widzieli. Zresztą fakt, że ilość ludzi chętnych do udziału w rajdzie z roku na rok się zwiększa podpowiada o dobrej drodze obranej przez organizatorów. Trasa, jak dla mnie była idealna, jeżeli teren na którym możemy się poruszać jest tak bogaty to musimy z tego korzystać. Były strome zjazdy i podjazdy, wąwozy, kamienista rzeka, trawersy, próby alpinistyczne, błoto, łagry wyrezane do jądra i oczywiście dywany. Zachować zdrowe proporcje i zbyt wiele nie zmieniać. Franc zwykł mawiać, iż „gdzieś ten rajd trzeba spowolnić”, ale wydaje mi się że teraz było super. Przy tak trudnym i wyczerpującym terenowo rajdzie jak Zmota, należy się też wielki szacunek dla pilotów. Oni wykonują kawał ciężkiej i odpowiedzialnej roboty . Myślę, że jest niewiele takich imprez które stają się „kultowe” i jeżeli tylko możesz to należy tam być. Jakieś 4 lata temu w czasie niedzielnego upalania, przy rozpalonym ognisku, rozmawialiśmy z kumplami o rajdach i imprezach w Polsce, które są super. Wtedy jeszcze nikt z nas nie myślał o jechaniu na rajd powyżej 130 km od domu. Słuchałem o MAGAMIE, że to super rajd itp. Tak kombinowałem aby pojechać i pojechałem. Byłem, zobaczyłem i wiem że dobrze trafiłem. Piękne bukowe lasy, wąwozy, rzeki, łagry, trawersy……i teraz jeszcze tydzień jazdy-sam miód. Tak jak Magam Trophy jest klasykiem, tak Zmota też urosła i dojrzała do tegoż określenia. Jak usiądziemy z Dominikiem w styczniu do rocznego kalendarza i zaczniemy wpisywać terminy to wiem iż trzy mamy pewne. Jeszcze raz dzięki i ukłony dla organizatorów, uczestników i pani gospodyni za gościnę.
Robert Kufel- forum adrenalinka.pl 2009″

„Październik…minus 11 stopni…Mamy Patrola i mocną wyciągarkę, która nie powinna zawieźć. Szykujemy się do 24-godzinnej jazdy. Zaprzyjaźniony kolega „sadownik” zaproponował, aby na daleką Suwalszczyznę pojechać tirem, którym wozi jabłka 🙂 W sumie fajny pomysł, bo daleko, a auto ma 24 lata wiec może być rożnie.
Pierwszy poważny i duży rajd. Na samym starcie organizator zaczyna straszyć, że teren mega ciężki, że bagna po 8 metrów bez dna i że nie było jeszcze wypadku śmiertelnego i może w tej edycji będzie itd. Już mamy pełne gacie od samego słuchania i nie myślimy nawet o tym, że Patrol waży ponad 2 tony. Ale co tam – Udajemy, że się nie boimy i że jesteśmy profesjonalistami. Na bazie rajdu same zmoty w naszej klasie i lekkie Samuraje – O co chodzi? przecież to klasa Turystyk! Jak się później dowiedzieliśmy to tylko z nazwy turystyk… Zapowiadało się niezłe bagno…i dużo wąwozów. Ruszyliśmy! Na dodatek dopadła mnie gorączka jakieś 39 stopni, ale rajd opłacony wiec szkoda było nie jechać. Paracetamol w kieszeń i inne przeciwgorączkowe i hejdana… 🙂
No i się zaczęło… Tak jak obiecał organizator było zacnie i strasznie, ale w tym przypadku mroźny październik nas uratował. Część foto-pieczątek po dywanach udało się zdobyć tylko dlatego, że zamarzły. Szło nam dobrze. Dojechaliśmy do rzeczki, do której za żadne skarby nie chcieliśmy się pchać i ustawiliśmy się na końcu kolejki i dobrze 🙂 Auta zaczęły się topić, liny rwać, wszystko to działo się w nocy, w mroźnej rzeczce. No nie wyglądało to zachęcająco 🙂 Na szczęście kolega, który jechał z nami, utopił tam swojego 60 letniego Land Rovera i musieliśmy się wycofać. Była jakaś druga w nocy. Uff udało się….jutro na pewno tam nie pojedziemy.
Marcin Szypszak- facebook 2015″

Podsumowując naszą 20-letnia działalność na niwie offroadu przeprawowego, dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli zaangażowanym w organizację Zmoty Challenge. wszystkim gospodarzom, którzy użyczają nam swojej ziemi, włodarzom gmin Rutka Tartak, Wiżajny i Szypliszki, Funkcjonariuszom i Komendantom placówek Straży Granicznej i Policji w Rutce Tartak, sponsorom i patronom medialnym Zmoty Challenge a także wszystkim zawodnikom i zawodniczkom biorącym udział w  Zmocie Challenge. Oby ten blask w oczach zauroczonych północną Suwalszczyzną i ludźmi zamieszkującymi tamtejsze okolice trwał w naszych terenowych oczach jak najdłużej.
Z terenowym pozdrowieniem
Marcin Francuz- pomysłodawca i komandor imprezy przeprawowej Zmota Challenge

Zwycięzcy klasy Ekstremalnej/Proto- historia 2005-2024

I Zmota – Zbigniew Popielarczyk/Piotr Karpiuk – Uaz 469
II Zmota – Piotr Panasiuk/Michał Ważny – Suzuki Samurai, Krzysztof Kretkiewicz/Paweł Kos- Mercedes G
III Zmota Zbigniew Król/Jerzy Horszczaruk- Mercedes G, Jacek Ambrozik/Mariusz Borowski- Suzuki Samurai
IV Zmota Roman Cybulski/Mariusz Hojka – Suzuki Jimny
V Zmota Jacek Ambrozik/Mariusz Borowski- Suzuki Samurai
VI Zmota Tomasz Cichocki/Dariusz Buźniak – Nissan Patrol, Marcin Łukaszewski/Magdalena Duhanik- Suzuki Jimny, Robert Kufel/Dominik Samosiuk-Grat 2
VII Zmota Rafał Kowalik/Piotr Mądry- Suzuki Samurai, Wojciech Antoniuk/Sebastian Klonowski-  Jeep Scorpion
VIII Zmota Paweł Paziewski/Dariusz Paziewski – Suzuki Samurai
IX Zmota Marcin Owczarek/Krzysztof Pawlak- Suzuki Jimny
X Zmota Dariusz Olszewski/Maciej Olszewski-Suzuki Samurai
XI Zmota Paweł Wołk/Piotr Kunda- Nissan Patrol
XII Zmota Grzegorz Bogusz/Marcin Jurczak- LR Evoquet evo 1, Roman Muzyka/Sylwia Zarychta Muzyka – Suzuki Jimny
XIII Zmota Marcin Małolepszy/Łukasz Kożuchowski- Grat 2
XIV Zmota Adam Babkiewicz/Jacek Majchrzak- Suzuki Samurai Pszczoła
XV Zmota Bogdan Modzelewski/Kamil Modzelewski- Nissan Patrol Klamot
XVI Grzegorz Bogusz/Krzysztof Urbaniak- LR Evoque evo 2
XVII Marcin Łukaszewski/Piotr Kujawski -Uaz evo Proto Ladoga edition
XVIII Marcin Łukaszewski/Piotr Drozdowski -Uaz evo Proto Ladoga edition
XIX Marcin Łukaszewski/Piotr Drozdowski -Uaz evo Proto Ladoga edition
XX Marcin Łukaszewski/Piotr Drozdowski-Suzuki Delbanek
XXI Marcin Małolepszy/Lukasz Kożuchowski- Sam evo5
XXII Wojciech Antoniuk/Krzysztof Antoniuk-Argo, Jacek Czajkowski/Mateusz Duży-Virus
XXIII ….?